Raport Yanosika: fotoradary w Europie. Czy Polska na tle innych państw wypada blado?

Fotoradary znajdują się we wszystkich państwach europejskich. W jednych krajach jest ich więcej, w innych mniej. Rekordowa liczba mierników prędkości znajduje się we Włoszech, a z kolei w Irlandii jest ich najmniej. Jeśli wybieracie się na wakacje autem po Europie, to sprawdźcie, gdzie będzie na Was czekać najwięcej fotoradarów!

Prawie 600 fotoradarów w Polsce

W naszym kraju znajdziecie 587 fotoradarów. Najwięcej znajduje się w województwie mazowieckim (105 szt.), wielkopolskim (54 szt.) oraz pomorskim (44 szt.). Najmniej mierników jest w województwie opolskim (12 szt.), świętokrzyskim (16 szt.) oraz kujawsko-pomorskim (21 szt.).

Krajowe fotoradary nie mierzą wyłącznie prędkości jazdy kierowców. Niektóre z nich sprawdzają ruch na skrzyżowaniach ze światłami, tym samym rejestrując przejazdy na czerwonym świetle, a inne to odcinkowe pomiary, które wzbudzają największy respekt kierowców. Tych, w naszym kraju, znajduje się 58. I również ich największą liczbę spotkają zmotoryzowani poruszający się po województwie mazowieckim.

Liczba fotoradarów zmienia się z roku na rok, obecnie prowadzone przez CANARD oraz GITD działania mają na celu rozbudowywanie infrastruktury mierników prędkości w Polsce, a także modernizację starych urządzeń, które lata świetności mają już za sobą.

Liczba odcinkowych pomiarów prędkości już wkrótce ulegnie zmianie. CANARD oraz GITD mają w planie rozbudowanie tej infrastruktury do 73 nowych urządzeń, które mają się znaleźć na drogach w 13 województwach, w tym również na autostradach. Kwestia fotoradarów również nie pozostanie bez zmian. Już wkrótce ma zostać wymienionych 100 urządzeń, bez zmiany ich lokalizacji. Nowe fotoradary będą działały znacznie lepiej – zdjęcia będą o wiele czytelniejsze, a dodatkowo urządzenie będzie mogło rozróżnić typ pojazdu, a nawet być zsynchronizowane z dodatkowymi kamerami, które umożliwią rejestrację przez urządzenie obrazu tyłu pojazdu – mówi Andrzej Mejer, Yanosik

W Europie najwięcej fotoradarów mają Włochy!

W krajach europejskich liczba fotoradarów jest bardzo mocno zróżnicowana. Najwięcej mierników znajduje się we Włoszech (7 456 szt.) i Wielkiej Brytanii (5 305 szt.), a z kolei najmniej w Irlandii (3 szt.).

Włosi mogą się wydawać bardzo wyluzowani, jeśli chodzi o jazdę samochodem, co widać również z poziomu turysty. W Neapolu panuje chaos na drogach, z kolei w Rzymie ten uliczny bałagan jest już bardziej opanowany. Niemniej, kary za przekroczenie prędkości w całym kraju są bardzo wysokie. Za jazdę już o 10-20 km/h więcej można otrzymać mandat w wysokości 169 euro, a za jazdę o 30-50 km/h więcej niż wskazuje limit od 532 do nawet 2 810 euro. Co ważne, kierowcy których pojazdy są zarejestrowane poza granicami Włoch, muszą opłacić mandat od razu po jego otrzymaniu, inaczej auto może zostać zabrane na najbliższy parking depozytowy – komentuje Andrzej Mejer, Yanosik

Wśród państw, które mają najwięcej mierników prędkości oraz przejazdów na czerwonym świetle, znalazły się również Niemcy z liczbą 4 916 urządzeń. I to by było na tyle, jeśli chodzi o największą liczbę fotoradarów grubo powyżej dwóch tysięcy urządzeń. Na kolejnych pozycjach państw najmocniej przywiązujących uwagę do kontroli prędkości jazdy kierowców, znajdują się: Szwecja – 2 045 sztuk, Belgia z liczbą 1 605 urządzeń, Hiszpania – 1 566 mierników oraz Austria – 1 263 fotoradarów.

Z kolei najmniejszą liczbą fotoradarów mogą się pochwalić, poza Irlandią, Liechtenstein z liczbą 5 mierników, Malta z 16 urządzeniami kontrolującymi kierowców oraz Islandia z liczbą 17 urządzeń i Dania z 18 miernikami. Mniej niż sto fotoradarów znajduje się również w Luksemburgu (31 szt.), Słowacji (54 szt.), Serbii (77 szt.) i Estonii (77 szt.).

Jak wygląda ranking państw z największą liczbą fotoradarów w Europie?

  1. Włochy – 7 456 fotoradarów
  2. Wielka Brytania – 5 305 fotoradarów
  3. Niemcy – 4 916 fotoradarów
  4. Francja – 3 625 fotoradarów
  5. Szwecja – 2 045 fotoradarów
  6. Belgia – 1 605 fotoradarów
  7. Hiszpania – 1 566 fotoradarów
  8. Austria – 1 263 fotoradarów
  9. Finlandia – 988 fotoradarów
  10. Islandia – 929 fotoradarów
  11. Szwajcaria – 786 fotoradarów
  12. Czechy – 636 fotoradarów
  13. Polska – 587 fotoradarów
  14. Grecja – 388 fotoradarów
  15. Rumunia – 380 fotoradarów
  16. Norwegia – 352 fotoradary
  17. Litwa – 337 fotoradarów
  18. Białoruś – 313 fotoradarów
  19. Chorwacja – 285 fotoradarów
  20. Ukraina – 264 fotoradarów
  21. Węgry – 257 fotoradarów
  22. Bułgaria – 162 fotoradary
  23. Portugalia – 100 fotoradarów
  24. Słowenia – 104 fotoradary
  25. Łotwa – 102 fotoradary

      25. Bośnia i Hercegowina – 102 fotoradary

  • Serbia – 77 fotoradarów

      26. Estonia – 77 fotoradarów

  • Słowacja – 54 fotoradary
  • Luksemburg – 31 fotoradarów
  • Dania – 18 fotoradarów
  • Islandia – 17 fotoradarów
  • Malta – 16 fotoradarów
  • Liechtenstein – 5 fotoradarów
  • Irlandia – 3 fotoradary

Europejskie mandaty za przekroczenie prędkości są znacznie wyższe niż w Polsce!

W Polsce od 1 stycznia tego roku obowiązuje nowy taryfikator mandatów. Stawki za przekroczenia prędkości wzrosły, a najwyższa kara, jaką można otrzymać wynosi 2 500 zł (za jazdę o ponad 70 km/h więcej niż wskazuje limit). Czy w odniesieniu do innych państw europejskich to dużo pieniędzy? Przekładając tę sumę na europejskie stawki, to „zaledwie” 530 euro.

Najwyższe mandaty płacą kierowcy w Wielkiej Brytanii. Tutaj przekroczenie dozwolonej prędkości o więcej niż 50 km/h kosztuje nawet 5 500 euro! W Austrii za jazdę o 50 km/h więcej niż wskazuje limit prędkości płaci się mandat w wysokości 500 euro. W Szwecji przekroczenie go o 20 km/h kosztuje już 280 euro. We Francji kierowców, którzy przekroczyli prędkość o więcej niż 50 km/h, karze się mandatem w wysokości 1 500 euro. W Niemczech to samo przewinienie kosztuje 560 euro.

Dla porównania – w Polsce jazda o ponad 50 km/h więcej niż wykazuje obowiązkowy limit kosztuje kierowcę mandat w kwocie 1 500 zł (około 318 euro), wcześniej było to od 400 do 500 zł.

Nasz portal jest trochę jak cytryna

Artykuły potrafią być kwaśne, ale wciągają. Naszą witaminą C jest wiedza, nowości i ciekawostki, które może nie stymulują układu odpornościowego, ale wpływają na umysł i poszerzają wiedzę. Ułatwiamy wchłanianie nowych informacji, budzimy świadomość i nadajemy się do spożywania codziennie.

Cytryna to naturalne lekarstwo, które działa kojąco na nasz układ nerwowy, poprawia nasz nastrój i oczyszcza organizm, przez co czujemy się o wiele lżejsi i gotowi do działania. Nie unikajmy więc cytryny w naszej codziennej diecie, zapewniając sobie naturalny zastrzyk energii na cały dzień.

Nie unikajmy również portalu Lemon TV, który ma właściwości podobne.

Od czasów, kiedy życie poczęło się wielce różniczkować, czytanie książek nie wystarcza. Książki podają czystą wiedzę z najrozmaitszych dziedzin, wiedzę nieraz kryształowo czystą, ale oderwaną od życia. Książki karmią również poezją, w niej opisy czynów bohaterskich uszlachetniają serca, ale mało informują o szarej rzeczywistości życia. Do działania potrzebna jest znajomość chwili bieżącej, orientacja, pulsy życia w miejscowych warunkach. Na każdym stanowisku można przyłożyć i swoją cegiełkę, można wpływać na całość, byle znać swe obowiązki względem społeczeństwa i chcieć im służyć. Tym pośrednikiem między wiedzą a życiem, między ideałem a rzeczywistością, jest publicystyka. Jest ona historją teraźniejszości, oświetlającą zagadnienia, które czekają dopiero na rozwiązanie. Jest ogniwem, która łączy prawdę wiedzy z zagadnieniami chwili bieżącej. Jest literaturą, która tyczy się potrzeb życia w danym czasie i danym miejscu. Ona komunikuje ostatnie wyniki z różnych dziedzin wiedzy czystej w zastosowaniu do bieżących potrzeb ludzkich. Ona czyni człowieka wrażliwym na niedolę swego społeczeństwa i zapala do żywota czynnego na jego korzyść. Ona, komunikując, co się dzieje na świecie całym, chroni nas od zaściankowości. Ona, zaznajamiając nas z biegiem myśli wszechświatowej, wywołuje w umysłach naszych szereg zagadnień. Ona uwalnia nas od potrzeby czytania wszystkich książek, których corocznie ukazuje się na świecie po kilkaset tysięcy, a których przeczytać na rok gruntownie nie można po nad kilkanaście. To są strony dodatnie prasy periodycznej.

Ale ma publicystyka i niejedną stronę ujemną. Wiadomości, dostarczane przez wiele dzienników, są dorywcze i powierzchowne: ani rozszerzają, ani pogłębiają wiedzy. Wiele nowinek, opisywanych drobiazgowo, niema żadnego ogólniejszego znaczenia, nie służy żadnemu rozumnemu celowi. Wiele sensacyjnych zajść i wypadków, zostawiających jedynie czczość w głowie i pustkę w sercu. W pogoni za kalejdoskopowym potokiem plotek wiele balastu, który ze szkodą obciąża umysł Dużo zabawy i płytkiego śmiechu, co w rezultacie szerzy bezmyślność, przytępia zmysł artystyczny. Nie jeden organ redagowany jest tendencyjnie, będąc na służbie tej lub innej partji. Nieraz nowość pomieszana z postępem bez oświetlenia krytycznego jądra rzeczy. I jedno pismo stara się prześcignąć drugie w pomysłach, licząc na gorsze instynkty. I wielu staje się igraszką okoliczności, bo są prowadzeni na pasku danego dziennika. Bo wielu ślepo hołduje zasadzie: nie różnić się od innych — i bezkrytycznie prenumeruje to, co ich znajomi i krewni. I tworzy się specjalny typ nałogowych czytelników pism periodycznych, co nie uznają jednocześnie lektury książek. Jest to pewnego rodzaju osłona dla duchowego lenistwa. Traci na tym wykształcenie gruntowne i myśl samodzielna. To też wielu uczonych powstaje na dziennikarstwo — śród nich ostro wystąpił w ostatnich czasach przeciw prasie perjodycznej F. Brunetiere, członek Akademji paryskiej.

Trzeba przede wszystkiem rozróżniać wartość miesięczników i tygodników, a pism codziennych. Pierwsze, a w części drugie, są streszczeniem i kwintensencją tego, co zawierają pisma codzienne. Lektura ich nie da wprawdzie technicznego posiadania poszczególnych gałęzi umiejętności, ale da ogólną znajomość podstaw. Te, które nie służą sprawom specjalnym, dają możność w dłuższym okresie czasu przebieg w ogólnych zarysach cały cykl wiedzy. Natomiast prasa codzienna służyć może głównie gromadzeniu materjałów do tych kwintensencji. I tu należy rozróżniać prasę prowincjonalną, a prasę stołeczną. Pierwsza zlicza miejscowe siły społeczne, wydobywa je i zbiera, zapala ogniska miejscowej twórczości. Bada i stara się kierować życiem prowincji, które wszędzie posiada swoje odrębne właściwości. Druga winna być przewodnikiem i siewcą dążeń kulturalnych wszerz i wzdłuż całego kraju. Winna być rzeką wód czystych, do której zbiegałyby się wszystkie strumyki, osadziwszy po drodze naleciałości niepotrzebne.

Trzeba umieć czytać dzienniki, jak i książki. Trzeba sobie wprzód zadać trud poznania każdego pisma. Trzeba się zapoznać, co w każdym z nich godnego jest czytania, nie usypiając swojego krytycyzmu łudzącemi nagłówkami pism i różnych rubryk, które często zapowiadają co innego, niż się drukuje. Trzeba czytać krytycznie, w żadnej sprawie nie spuszczając z oczu argumentów ani pro, ani contra. Trzeba czytać pisma, służące różnym poglądom, aby mieć oświetlenie z obu stron, aby módz wyrobić sobie własny sąd — samodzielny a objektywny. Trzeba koncentrować lekturę nie na tanich czasopismach codziennych o brukowych wiadomościach, lecz na poważnych wydawnictwach perjodycznych, które opierają działalność publicystyczną na znajomości dziejów i praw niemi rządzących. Należy ciążyć ku tym wydawnictwom perjodycznym, które chcą stać wyżej ponad prywatę i partykularyzmy — których celem jest nie interes materialny jednostek, lecz służba publiczna.

Najszybciej newsy trafią do Internetu. Zmiany w stanie prawnym lub projekty, które mają szansę wejść w życie, branżowe nowinki, informacje o nowych technologiach, produktach – portale internetowe są miejscem, gdzie na nie trafimy. Tak jak w przypadku niebranżowych mediów internetowych, mamy zagwarantowaną szybkość dostarczania informacji. Poszerzanie swojej wiedzy poprzez lekturę branżowej prasy, książek i stron internetowych wydaje się być oczywistą ścieżką samodzielnego rozwoju swojego życia zawodowego.

W zależności od naszych potrzeb, nastawienia, upodobań itp. warto sięgać po autorów, których styl pisania, charakter ujmowania tematu nam się podobają i po prostu do nas przemawia. Nie ma potrzeby zmuszać się do czytania czegoś, co nam się zwyczajnie nie podoba. Wszak lektura ma nam sprawiać satysfakcję i przyjemność, a nie tylko dostarczać wiedzy.

Słowo pisane to nieoceniony sposób na rozpowszechnianie informacji. Pamięć ludzka jest ulotna, o czym często przekonujemy się aż za dobrze. Dzięki lekturze zyskujemy dostęp do informacji, do których możemy się praktycznie w każdej chwili odwołać i potraktować je jako swoisty pewnik, także w sytuacjach spornych czy przy wyjaśnianiu nieścisłości. Tego komfortu nie mamy w przypadku sięgania po informacje przekazane drogą ustną, które są uważane za mniej wiarygodne. Większe zaufanie do zanotowanych informacji kosztem tych powiedzianych i usłyszanych to efekt uboczny rewolucji Gutenberga.

Czytanie jest czynnością angażującą nasz mózg – można to tak w skrócie ująć, bez wchodzenia nadmiernie w medyczne szczegóły. „Muszę przemyśleć to co przeczytałem/przeczytałam” – często w ten sposób podsumowujemy lekturę (chyba, że była ona dla nas bardzo nieangażująca na poziomie intelektualnym, emocjonalnym, nie dostarczyła nam żadnych nowych informacji itp.). Dzięki czytaniu wpadniemy na nowe pomysły, kreatywne sposoby rozwiązania problemów, nowe ujęcia starego i dobrze znanego tematu. Opisany przez autora case study może stać się inspiracją do wykorzystania przez analogię pewnych rozwiązań w nowym kontekście. Osobną kwestię, choć wartą wspomnienia, stanowią teksty, które nie są inspiracją w sensie zawodowych, a przede wszystkim w zakresie samorozwoju. Z doświadczenia mogę napisać, że świetnie w tej kwestii sprawdzają się biografie znanych ludzi, których osiągnięcia lub ścieżka życia z jakiegoś powodu budzą nasz podziw czy po prostu zainteresowanie. Recepty na sukces od A do Z na skalę Billa Gatesa w takiej biografii raczej znajdziemy (zresztą wtedy cena takiej książki była inna), ale coś, co może pchnąć nasze myślenie o swojej działalności, zachęcić do odejścia z pracy na etacie i założenia własnej firmy, przemodelowania swojej oferty, wpłynięcia na sposób komunikowania się z klientami itp. Możliwości jest tu naprawdę sporo i warto je wykorzystać. Funkcję inspiracji może pełnić biografia nie tylko kogoś z naszej branży, do tego celu potrafią się też nadawać nieźle życiorysy artystów, którzy zazwyczaj w życiu nie mieli lekko.

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *